Biblijna przypowieść o Hiobie jest wstrząsająca. Podobnie można odebrać losy lekkoatletyki Justyny Korytkowskiej. 20 kontuzji, sześć operacji, wykryty nowotwór, kilka nieudanych kwalifikacji do IO. 30-letnia lekkoatletka nie traci wiary i optymizmu wciąż licząc na start w Tokio 2021.
Mówi się, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Justyna Korytkowska wychodzi z podobnego założenia. Kłopoty zdrowotne i porażki sportowe ani nie pozbawiły jej pogody ducha, ani sił i wiary w realizację marzeń. Dlatego w choć mamy drugą połowę 2020 roku 30-latka wciąż myśli o Igrzyskach Olimpijskich, treningach i szlifowaniu formy. A wielu już dawno dałoby sobie spokój.
Ciało mapą kontuzji
Zawodowy sport to nie do końca zdrowie, potwierdzi to wielu sportowców. Lekkoatletyka, biegi także mocno eksploatują organizm. Stawy, mięśnie, kości mocno odczuwają mordercze treningi i liczne starcie. Ciało Korytkowskiej po kilkunastu latach uprawiania sportu przypomina pole bitewne. – Miałam mnóstwo kontuzji. Prawie 20 kontuzji i sześć operacji. Każda z nich osłabiała organizm, ale nigdy się nie poddawałam. Pewnie kiedyś zilustruję je wszystkie, bo chyba nie było miejsca na moim ciele, które by nie ucierpiało – śmiała się w wywiadzie dla portalu Onet.pl.
Igrzyska Olimpijskie na wyciągnięcie ręki
Kontuzje to dla sportowca bolesne doznanie, bo oprócz fizycznego cierpienia traci się wiele startów w zawodach i traci się wypracowaną formę. Po wyleczeniu wszystko trzeba zaczynać od nowa. Dla Justyny Korytkowskiej kontuzje oznaczały zaprzepaszczenie szans na spełnienie największego marzenia – wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie. Łomżanka była blisko kwalifikacji dwukrotnie. Po raz pierwszy celowała w IO w Londynie 2012. Najpierw zabrakło jej 2 sekund, a w drugim podejściu doznała złamania nogi.
Ból brzucha, nowotwór i szybka operacja
Nie to jednak było najgorsze. Gdy wracała do formy po urodzeniu dziecka przypadkowo wykryto u niej nowotwór. Podczas obozu w Szwajcarii ból brzucha tknął ją do tego, aby udać się do lekarza. Rezonans magnetyczny wykazał nowotwór, który szwajcarscy lekarze postanowili natychmiastowo usunąć. Zabieg przeprowadzono błyskawicznie, mąż lekkoatletki nie zdążył nawet przyjechać do szpitala. Dzięki temu leczenie i rehabilitacja mogła być szybciej prowadzona w Polsce. Dzięki temu też Polka nadal walczy o Igrzyska Olimpijskie w Tokio. – Przełożenie Igrzysk ich na przyszły rok to dla mnie znakomita informacja. Jeśli dojdą do skutku, będę miała całą zimę na przygotowania i ciężką pracę, by zawalczyć o start – mówi w wywiadzie dla sport.tvp.pl. To się nazywa chart ducha!